X


KOŚCIÓŁ, PRZYKŁADY TEMATYTCZNE

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- 1 - 

Na katechezie kl. VIII w związku z 10-leciem pontyfikatu Jana Pawła II zadałem pytanie: co najbardziej się Tobie podoba u obecnego papieża? Różne były wypowiedzi. Jedna z nich dała mi dużo do myślenia: proszę księdza, jestem szczęśliwa, że należę do tego Kościoła i bardzo cieszę, że nasz Papież Jan Paweł II wszystkim narodom, bogatym i biednym, ukazuje, że Kościół Jezusa Chrystusa żyje".

Ks. Gościniak H., Narodziny Kościoła, BK 3-4 /1989/, s. 161-162

- 2 -

Kilka lat po drugiej wojnie światowej na Placu św. Piotra w Rzymie zebrała się olbrzymia rzesza młodzieży i dzieci. Przemawiał do nich papież Pius XII. Wskazując ręką na potężną bazylikę, największy Kościół świata, mówił: "Gdybyście nawet ujrzeli kiedyś ruiny tego wspaniałego zabytku sztuki i serca chrześcijaństwa, jakim jest Katedra Piotra... pamiętajcie... to nie koniec Kościoła, lecz tylko zburzenie wspaniałej jego świątyni. Kościołem bowiem jesteście wy, wszyscy, razem i każdy z was z osobna".

  Ks. Gościniak H., Narodziny Kościoła, BK 3-4 /1989/, s.161-162

- 3 - 

"Uwaga! Uwaga! Kościół ruszył... z miejsca: Pod takim tytułem ukazał się we wrześniu 1962 r. artykuł w jednym z tygodników w Polsce, w związku z przesunięciem zabytkowego kościoła Karmelitów na Lesznie, w Warszawie. Chodziło o poszerzenie jezdni, w wyniku czego kościół stanąłby pośrodku. Trzeba było dokonać przesunięcia. Znalazł się główny inżynier, przygotowano sześć torów, szyny, wykopy, wały itd. Ciężar olbrzymi, bo 6 tysięcy ton. Na oczach kilku tysięcy widzów, przy blaskach reflektorów i kamer telewizyjnych, dokonano przesunięcia. Kościół ruszył z miejsca, z szybkością 5 cm na minutę, a po 7 godzinach stanął na właściwym miejscu.

  Ks. Gościniak H., Narodziny Kościoła, BK 3-4 /1989/, s.161-162

- 4 -

W bazylice M.B. Wspomożenia Wiernych w Turynie znajduje się malowidło przedstawiające widzenie św. Jana Bosko, a dotyczące wszystkich wierzących, wszystkich należących do Kościoła. Obraz przedstawia spienione morze. Na falach unoszą się liczne łodzie, a w nich przestraszeni ludzie. Wszystkie łodzie spieszą w kierunku olbrzymiego okrętu, bo na nim tylko można znaleźć ocalenie. Na dziobie okrętu stoi Ojciec święty, przy nim biskupi, kapłani i dalej liczni ludzie. Ów okręt - to Kościół święty, który ratuje ludzi przed potępieniem, a szalejące morze - to zgubne działanie szatana, który pragnie nieszczęścia wszystkich ludzi, pragnie ich potępienia.

Obraz zawiera również odpowiedź na pytanie, dlaczego mimo szalejących fal okręt trwa niewzruszony? Mianowicie okręt jest przymocowany grubymi linami do dwóch potężnych kolumn sięgających wysoko ponad spienione fale. Na szczycie jednej znajduje się monstrancja z Najświętszym Sakramentem, na drugiej figurka Maryi.

 Św. Jan Bosko tłumacząc ów obraz mówił, że siła Kościoła, którego szatan nie może zwyciężyć, płynie z czci do Najświętszego Sakramentu i oddania się pod opiekę Matce Bożej. Kto to zaniedbuje, naraża się na potępienie.

Ks. Tomalik K., "Bogurodzica uczestniczy w budowaniu Kościoła przez Eucharystię", BK 5 /1987/, s. 291

- 5 -

Pracowałem kiedyś w parafii, w której były trzy kościoły. Jeden z nich mieszkańcy nazwali "klasztorem", drugi farą, a trzeci to był malutki kościółek na cmentarzu parafialnym. Podczas jednej z katechez na temat Kościoła zadałem moim uczniom następujące pytanie: co by się stało, gdyby nasz zabytkowy "klasztor", trzeba było na rok zamknąć w celu - powiedzmy - gruntownego remontu? Nic by się nie stało, powiedzieli moi słuchacze. "Klasztor" nie potrzebuje remontów, jest wspaniale odnowiony i postoi jeszcze długo. Prócz tego mamy jeszcze farę i mały kościółek. - "A przecież w czasie ostatniej wojny hitlerowcy zamknęli nasze kościoły?!" - dzieci zamyśliły się przez chwilę. - "Wtedy ludzie nie mieli kościoła" - powiedziała Ania. - "A właśnie że mieli - oburzył się Gerard. Dziadek opowiadał mi o takich Mszach świętych w czasie wojny. Ksiądz po kryjomu, w największej konspiracji przybywał i w różnych mieszkaniach odprawiał Msze św., spowiadał, chrzcił". - W takim razie - wtrąciłem się jeszcze raz - czy w czasie wojny był Kościół czy nie? - "Był - ciągnął dalej Gerard - a tym Kościołem byli ludzie, którzy razem się modlili".

Ks. Molenda B., Chrystus - Głową Kościoła, BK 3-4 /1989/, s.151

- 6 -

Na katechezie w czwartej klasie katechetka poprosiła Zbyszka, aby na tablicy napisał wyraz: "kościół". Zbyszek uśmiechnął się na znak, że otrzymał proste zadanie, pewnym krokiem podszedł do tablicy i napisał:

"kościół" - zaczynając od małej litery. Nagle w salce katechetycznej zrobiło się gwarno. Najgłośniej dyskutowały ze sobą Elżbieta i Marta. Elżbieta twierdziła, że wyraz został błędnie napisany. "Trzeba było zacząć od dużej litery" - wołała. Natomiast Marta była zdania, że Zbyszek dobrze napisał. Oczywiście z pomocą przyszła katechetka i spór został szybko rozstrzygnięty.

Ks. Firosz A., Kościół - wspólnota wierzących, BK 3-4 / 1989/, s.142

- 7 -

Posłuchajmy rozmowy Janka i Marka. Byli oni razem w kościele na niedzielnej Mszy św. W poniedziałek spotkali się w szkole i... posłuchajmy co było dalej:

M. Cześć Janek! Dobrze, że cię widzę. Muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego.

J. Cześć Marek! Co się stało?

M. Wiesz, wróciłem wczoraj do domu i mój chory brat, który nie poszedł do kościoła zapytał mnie o czym ksiądz mówił do nas w czasie homilii.

J. No i co?

M. I nie wiedziałem.

J. Hm. Ja też jakoś nie pamiętam.

M. Najadłem się wstydu bo wyszło na to, że albo nie byłem w kościele, albo zupełnie nie uważałem.

J. Marek, a pamiętasz tego śmiesznego faceta w białych butach i zielonej koszuli.

M. No pewnie! Cały czas patrzył na księdza. Bardzo mnie śmieszył ten pan.

J. Mnie też. W ogóle jakoś dziwnie wyglądał i ...

M. A widziałeś tego jak mu tam z III "d".

J. Z III "d"? A, Jacka?

M. No właśnie. Ciekawe gdzie złamał rękę. Bo tak ładnie ją wygipsowano?

J. Wyglądał jak bokser na ringu! Chłopaki w kościele mówili, że się przewrócił.

M. A ja słyszałem, że ktoś go w szkole uderzył drzwiami.

J. Dobrze, dobrze, ale co z tym twoim braciszkiem.

M. No właśnie. Kiedy mu powiedziałem, że nie pamiętam o czym była homilia, on mnie zapytał, po co ja w ogóle chodzę do kościoła.

J. No, jak to, to on nie wie po co się chodzi do kościoła?

M. Mówię mu: żeby się pomodlić, spotkać z Panem Bogiem, słuchać słów Pana Jezusa. A on mi odpowiada, że tak powinno być, ale co do mnie to ma poważne wątpliwości. Powiedział tak: ty bardzo ładnie mówisz ale w życie prowadzić tego nie chcesz.

J. Dziwne. Ciekawe o co mu chodziło?

- 8 -

Opowiem wam o pewnej rodzinie, która mieszkała na wsi. W rodzinie tej było troje dzieci. Najmłodsza Jola, starszy Rysiek i najstarszy Andrzej, który przebywał z dala od domu rodzinnego ponieważ studiował na uniwersytecie.

W lipcu miało się odbyć 25 - lecie małżeństwa rodziców. Na określoną niedzielę przyjechali liczni goście. Dom napełnił się gwarem i radością. Wszyscy cieszyli się ze wspólnego spotkania i byli szczęśliwi, że znów są razem i tworzą jedną wielką wspólnotę rodziną.

O godzinie 10 - tej cala rodzina udała się do Kościoła na Mszę św. Andrzej szczególnie przeżywał ten fakt, że po długiej nieobecności znalazł się znowu w swoim kościele parafialnym. Cieszył się, że razem z rodziną, z kolegami i znajomymi może uczestniczyć we Mszy św. Wspólnie ze wszystkimi śpiewał, słuchał słowa Bożego, modlił się i przystąpił do Komunii św. Andrzej czuł się w Kościele jak w wielkiej rodzinie Bożej i lepiej zrozumiał, że wszyscy zebrani w Kościele tworzą jedną wspólnotę Kościoła.

- 9 -

Właśnie dziś Tomek postanowił dowiedzieć się kilku ważnych rzeczy. Jest już coraz większy i interesują go coraz to nowe sprawy. "Dlaczego tu stoimy?" - Pyta Tomek swego tatę. - Ponieważ tutaj jest grób twojego dziadka" - odpowiada tata. - A gdzie jest dziadek? - Tu, w grobie. - A dlaczego w grobie? - Bo już umarł. - To dziadek jest tutaj? - Tak. - To dlaczego się nie pokaże? - Ten, kto umarł, już nie może się pokazać. - Jeśli nie może się pokazać, to go nie ma! - Jest, ponieważ żyje jego dusza, a tylko ciało umarło. Wierzymy, że dziadek jest z nami. Możemy się z nim spotkać: przez modlitwę. Modlimy się za dziadka, aby Pan Bóg przyjął go do nieba, a on modli się za nas, byśmy umieli dobrze żyć i dobrze postępować. Dziś są z nami szczególnie obecni wszyscy zmarli z naszej rodziny i ciocia Władzia, i wujek Bronek, i twoja kuzynka Ania, która zmarła, gdy miała siedem lat.  Nasza rodzina to nie tylko żywi, których możemy zobaczyć, lecz także zmarli, których nie widzimy, ale którzy są obecni wśród nas przez naszą modlitwę, wiarę i przez Pana Jezusa, który umarł za żywych i za umarłych.

Ks. Czerniejewski R, Rodzinna uroczystość, BK 3-4 /1990); s.155

- 10 -

Otrzymali paszporty bez prawa powrotu. Na dworzec, z którego udać się mieli do "nowej ojczyzny, odprowadzili ich opiekunowie. Stali teraz razem z ich dwójką dzieci i trzecim pod sercem, małymi tobołkami stanowiącymi cały majątek na drogę w nieznane. Pociąg zatrzymał się, po chwili ruszył już z nimi. Ostatnie spojrzenie na ojczyste strony, które trzeba było pożegnać na zawsze. I ten bunt, który rodził się w jej sercu... Patrzyłam - odpowiada Katarzyna - na męża z wyrzutami. Dlaczego właśnie my, skazani na tułaczkę, mieliśmy płacić taką cenę za prawdę? Tylu przecież kolegów Bronka z Solidarnością zostało w zakładzie. Oni też mówili prawdę! Co teraz będzie? Zabrali nam po ludzku wszystko: dom, rodzinę, bliskich". Bronek rozumiał moje spojrzenia. Przytulał mnie do siebie, ocierał łzy z moich oczu i powtarzał: "Nie martw się, nie zginiemy, przecież B6g jest z nami!

Całą podróż towarzyszyła im tylko jedna myśl: jak wyglądać będzie teraz nasze życie? Naszym pierwszym domem stał się obóz dla uchodźców w Hindfeld, niewielkiej wiosce w zachodnich Niemczech. Dostaliśmy mały pokój z piętrowymi łóżkami. Rozpoczął się koszmar obozowych dni, który przetrwać pozwoliła nam jedynie wiara. Nieudolnie jeszcze, więcej na migi, dowiedzieliśmy się, że w pobliskiej wiosce Herbstadt jest katolicki kościół. Tam udaliśmy się w najbliższą niedzielę, by szukać siły do życia w nowej ojczyźnie". To była pierwsza Msza św., której nie rozumiałam - podkreśla Katarzyna. - Patrzyłam na kapłana, który w obcym jeszcze wtedy dla mnie języku, sprawował Najświętszą Ofiarę. Myślami byłam w moim parafialnym kościele, chciałam teraz wszystko przypomnieć sobie, jak było po polsku. Gdy było trudno, łzy dopełniły pustkę.

Po skończonej liturgii zostaliśmy jeszcze w kościele, nie mogliśmy stamtąd wyjść. Było nam tu tak dobrze, czuliśmy prawdziwą bliskość Boga i to pozwoliło zapomnieć o całym trudzie przyszłości, przed którą staliśmy. Nasze skupienie przerwał okrzyk radości Pauliny: "Mamo! Nie jesteśmy sami. Patrz, tu jest polski obrazek! Szybko i zdecydowanie podeszłam do dziecka, i wzięłam obrazek do ręki. Rzeczywiście, serce ścisnęło mi się mocno. Polskimi czcionkami wypisane były słowa z Ewangelii św. Jana: "Pan mój i Bóg mój / J 20, 28 /, potem imię i nazwisko polskiego kapłana:

"Bronek! - krzyknęłam z radości - Tu jest polski ksiądz, może będzie polska Msza święta? Musimy go spotkać!"

W tym osamotnieniu nagle poczuliśmy się inaczej. Bóg o nas pamięta! On przy nas i chce, byśmy w Nim złożyli całą nasza nadzieję. I potem zaraz szybko myśl o tym, jak często stajemy się ludźmi małej wiary, jak wiele trzeba nam jeszcze się uczyć, by stać się godnymi Jego uczniów. Nasze kroki skierowaliśmy z obrazkiem do miejscowego proboszcza. Powiedział, że istotnie przyjeżdża tutaj polski ksiądz i pomaga w parafii. Stąd tam - tego dnia obrazek szczęścia i nadziei widni na ścianie, przy której stało piętrowe łóżko.

Nadszedł oczekiwany czas spotkania. Przyjechał. Najpierw było zdziwienie, gdy po skończonej Mszy św. niemieckiej usłyszał naszą polską mowę. Radość w naszych oczach, łzy szczęścia. I było to najważniejsze - Eucharystia, której nie zapomnę do końca życia. Taka sama, jaką pamiętałam z naszego kościoła. Wszystko było zrozumiałe, takie bliskie słowa i gesty kryły w sobie tyle treści i mówiły o Bożej obecności! Patrząc na ołtarz, przy którym stanął polski kapłan zrozumieliśmy, że Jezus przyszedł do nas, jako do apostołów po zmartwychwstaniu, by wlać w nasze serca pokój i nadzieję, byśmy stali się ludźmi wielkiej wiary. Jasne się teraz stały do końca słowa ze znalezionego obrazka: Pan mój i Bóg mój /z pamiętnika prywatnych wspomnień/.

Ks. Kucharski J., Wspólnota w Łamaniu chleba i w modlitwie, BK 3-4 /1993/, s.145-146

- 11 -

W gronie rodzinnym dzielono się wakacyjnymi wspomnieniami. Do głosu doszła ciocia Teresa, która miała na koncie najwięcej zagranicznych podróży. Opowiadała o swoim sierpniowym pobycie w Niemczech. W toku opowiadań, wśród różnych innych tematów, pojawił się dość modny na zachodzie temat formalnych wystąpień z kościoła. Telewizja pokazywała niezwykle prostą procedurę takiego "wystąpienia". Do kancelarii parafialnej wchodzi kobieta w średnim wieku: "Dzień dobry! Chcę wystąpić z Kościoła"... Sekretarka podaje parafiance odpowiedni formularz: Tutaj trzeba wypełnić, tam złożyć podpis... Gotowe! Dziękuję! Do widzenia! Prawdopodobnie wychodząca z kancelarii kobieta nie zastanawiała się nad wymową swego automatycznego wypowiedzianego do widzenia...

Ks. Cuda J., Odpowiedzialność za Kościół, BK 3-4 /1993/, s.174

- 12 -

Pewnego dnia 1957 r. przed kościołem parafialnym w Nowej Rudzie na Białorusi pojawili się żołnierze i milicjanci z rozkazem wywiezienia wszystkiego, co się da z zamkniętego niedawno kościoła. Kiedy sowiecką sołdat mocował się z ołtarzowym krzyżem próbując zerwać postać Chrystusa, do kościoła podbiegła jedna z parafianek. Wiedząc, co się dzieje wewnątrz, przebiła się przez kordon uzbrojonego wojska i wpadła z impetem do środka. Od progu wielkim głosem krzyknęła: "Jezu, nie daj się!. Wystraszony tym żołnierz spadł z ołtarza i uciekł z kościoła. Wojskowi widząc, że nadbiegają ludzie z kosami i widłami by bronić swojej świątyni, tym razem zostawili kościół w spokoju i odjechali. /Ks. Andrzej Obuchowski, dzieje obrazu Miłosierdzia Bożego, Wiadomości Katolickie" nr 4/1993/.

Ks. Jagiełło A., Jezu, nie daj się!, BK 3-4 /1993/, s.143

- 13 -   

Przed dwudziestu laty w Turynie umierał najmłodszy kapłan świata Najmłodszy wiekiem, bo miał zaledwie 19 lat, i najmłodszy kapłaństwem, bo jego życie kapłańskie trwało 24 dni. Młodego kleryka miejscowego seminarium zdecydowano się wyświęcić na kapłana za zezwoleniem Ojca św. Pawła VI, chociaż nieubłagany wyrok śmiertelnej choroby nowotworowej był oczywisty. Gorące pragnienie kapłaństwa było tak wielkie że papież pozwolił udzielić sakramentu kapłaństwa temu studentowi pierwszego roku seminarium.

Dlaczego papież to uczynił? Zapewne chciał, by ten kapłan - symbol przemówił do wszystkich wierzących i uzmysłowił im, jak wielkim skarbem dla Kościoła jest każdy ksiądz, chociażby jego kapłańskie życie trwało tylko 24 dni i chociażby w tym czasie odprawił tylko jedną Mszę świętą.

Ks. Płaza S., Pamiętacie przecież, naszą pracę i trud, BK 3-4 /1993/, s.155

- 14 -

Klasa szósta udała się na dwudniową wycieczkę do Warszawy. Zwiedzanie stolicy rozpoczęto od Zamku Królewskiego na Starym Mieście. Po zwiedzeniu pomieszczeń zamkowych, dzieci udały się do katedry św. Jana Chrzciciela, która znajduje. się obok zamku. W kościele przewodnik mówił uczniom o bohaterskiej obronie świątyni przez powstańców warszawskich. Pokazał im wiele pamiątkowych tablic wmurowanych w ściany katedry. W podziemiach dzieci zobaczyły kamienne i drewniane trumny książąt mazowieckich, zatrzymały się dłuższą chwilę przy grobie pierwszego prezydenta Rzeczpospolitej, Gabriela Narutowicza. Przewodnik pokazał uczniom sarkofag ks. kard. Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Polski. Wychodząc z katedry wszyscy uklęknęli przed Najświętszym Sakramentem. Przewodnik pochwalił klasę za wzorowe zachowanie się w czasie zwiedzania kościoła.

Na drugi dzień wycieczka znalazła się w innej dzielnicy stolicy, na Pradze. Przechodząc ulicą uczniowie zauważyli stojący wśród drzew kościół. Ale od razu spostrzegli, że jego zewnętrzny wygląd był inny niż te kościoły, które dotychczas widzieli. Wszyscy zwrócili uwagę na złociste kopuły wież, które zdobiły tę świątynię. Bartosz, który interesował się stylami budowy kościołów, powiedział Kamilowi, który szedł obok niego, że jest to cerkiew. Edyta dorzuciła, że widziała podobne cerkwie w Bieszczadach. A Sebastian pochwali się, że w czasie wakacji widział w Katowicach kościół protestancki. Dzieci poprosiły przewodnika, by mogły zobaczyć cerkiew. Gdy weszły do jej wnętrza od razu spostrzegły, że nie świeci się tutaj wieczna lampka przed tabernakulum, nie zauważyły również konfesjonałów. Ale oglądały piękne wizerunki Pana Jezusa i Matki Bożej z Dzieciątkiem na ręku. Rozpoznały obrazy św. Mikołaja i Andrzeja Apostoła z krzyżem w kształcie litery „iks".

O. Jackiewicz K. O. Cist, Aby byli jedno... , BK 5-6 /1992/, s. 352

- 15 -

"Ksiądz ma rację, kiedy przedstawia zasady etyki chrześcijańskiej. Na płaszczyźnie teoretycznej zgadzam się całkowicie z księdzem, ale ja nie chcę być sama, pragnę mieć normalny dom, męża, dzieci. Dla tego proszę się nie zgorszyć, ale w sytuacji, kiedy jedną możliwością zatrzymania przy mnie chłopca byłby tzw. "dowód miłości", zgodzą abym się go dać. Ja nie chcę być w życiu sama!".

- 16 -

Z okazji 50 rocznicy święceń kapłańskich pewnego proboszcza usłyszałem we Mszy świętej słowa kaznodziei, które mnie, kapłana, głęboko zastanowiły. Mówca powiedział wówczas: "Gdyby ksiądz podczas swego długiego życia odprawiał tylko Mszę świętą, to wypełniłby na pewno swoje powołanie". Pośród wielu zadań, jakie współczesny duszpasterz ma do spełnienia w parafii, słowa te mogą wydać się jakimś zawężeniem kapłańskiej posługi. Lecz zastanówmy się, jaki jest ostatecznie cel tylu różnych zabiegów, jakie podejmuje się w parafii? Począwszy od tych księży, którzy budują nowe kościoły, poprzez działalność nauczającą, wielogodzinną pracę w konfesjonale, inicjowanie przeróżnych akcji duszpasterskich, przebiega jedno pragnienie: „aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we mnie, a ja w Tobie" (J 17,20). Jest to pragnienie Jezusa, które jest zadaniem każdego kapłana. Wszystko zatem, cokolwiek czyniłby kapłan, sprowadza się do jednej, podstawowej rzeczywistości, której na imię: "Pojednanie".

Ks. Henryk Pyka Niech zniknie stare - odnowi się wszystko BK 86/2

- 17 -

Ta gorliwość pracy Apostoła znajdowała wiernych naśladowców, którzy spalali się w pracy, aby wielu braci doprowadzić do jedności. Program dnia św. Jana Vianneya, proboszcza z Ars, posiada coś z szaleństwa Pawłowego - w sumie dwadzieścia godzin pracy, wysiłek nadludzki! Na polskiej glebie podobną wyniszczającą się w pracy pasterskiej gorliwość można znaleźć w działalności ks. Wojciecha Blaszyńskiego, proboszcza równie małej, jak Ars, miejscowości Sidzina na Podhalu. Całe Podhale wędrowało pielgrzymkami do Sidziny w pł. XIX w., by słuchać Ewangelii i spowiadać się u księdza, który prawie nie wychodził z kościoła. Przedłużeniem posługi ks. Blaszyńskiego była apostolska działalność sidziniaków przygotowanych przez swego proboszcza. To, czego nie mógł zrobić proboszcz wobec nadciągających tłumów, to czynili jego parafianie ucząc podstaw katechizmu. Wszystko to, co czynili ci gorliwi parafianie, było przygotowaniem ludzkiej duszy do jej pełnego zjednoczenia z Jezusem w Eucharystii. Pasterska gorliwość kapłanów, którą Kościół stawia zaraz po męczeństwie, to znak ustawicznej troski Chrystusa, który nie opuszcza swego ludu nawet w bardzo uciążliwych warunkach życia Kościoła gromadzącego się "pod mieczem" prześladowań. Wspomnienia (...) ks. Kazimierza Bukowińskiego, który 15 lat przesiedział w różnych więzieniach ze względu na swą apostolską zapobiegliwość, mówią o sile miłości, która dla zbawienia człowieka nie lęka się pracy w najtrudniejszych warunkach.

Ludziom najczęściej trudno osiągnąć prawdziwą jedność między sobą a Bogiem bez pasterza, który czyniłby ich ludem świadomym swego ostatecznego powołania i własnej godności. Izrael zostawiony sobie bez Mojżesza poniżył się w czci oddawanej złotemu cielcowi. Z praktyki duszpasterskiej św. Jana Vianeya wzięło się powiedzenie: „Zostawcie parafię bez kapłana a za parę lat ludzie będą kłaniali się zwierzętom". Widocznie ludziom pochłoniętym codziennością, o karkach naginanych do niewolniczej pracy przez ekonomów o różnych imionach, trudno czasami podnieść oczy ku niebu. Ale tęsknota za niebem jest autentyczną tęsknotą człowieka. Wystarczy słowo, by ją w pełni rozbudzić. Wystarczy zawołać na człowieka, gdziekolwiek by żył na ziemi, aby pragnienie życia według Ducha w prawdziwej wspólnocie braterskiej ożyło nawet tam, gdzie nie ma wiele miłości dla dobrego Boga" (Bp M. Courbon do ks. Jana Vianneya). Wspomnijmy zdziwienie Ojca Świętego, który powiedział młodzieży 3 VI 1979 r. te słowa: "Co się dzieje z tym społeczeństwem? Stało się jakimś społeczeństwem teologicznym!... Wczoraj, kiedy powiedziałem Chrystus przez 15 minut bili brawo, dzisiaj, kiedy powiedziałem: Duch Święty - nie. Jest potrzebny kapłan - prorok, który gromadziłby lud, przerzucał mu mosty do Rzeczywistości nowej. Brał Boga w swe dłonie, na usta, i niósł człowiekowi".

Ks. Henryk Pyka Niech zniknie stare - odnowi się wszystko BK 86/2

- 18 -

We Włoszech, w miejscowości Cella di Varci, zbudowana została po wojnie świątynia z gruzów zniszczonych kościołów sześćdziesięciu krajów. Proboszcz nie mając środków na budowę nowego domu Bożego, zwrócił się z apelem do biskupów i kapłanów różnych krajów prosząc o przysyłanie materiałów budowlanych. Z nadesłanych materiałów powstała świątynia braterstwa. Znajduje się w niej ołtarz z gruzów Hiroszimy. Nad ołtarzem wznosi się krzyż z postacią Chrystusa, który jest wykonany z granatów szabli noży i karabinów. Cierniowa korona wykonana jest z drutów kolczastych obozu w Oświęcimiu. To, co jest znakiem przemocy i udręczenia człowieka, w tej świątyni w Chrystusie ma stać się pokojem. Chrystus z granatów karabinów i narzędzi zbrodni zwycięża wszystko swoją zbawczą miłością. Ten sam Chrystus jednoczy wszystkich ludzi w ofiarnej miłości z Ojcem, który jest w niebie.

Ks. Stanisław Iłczyk KOŚCIÓŁ NIE MOŻE PRZESTAĆ BYĆ SŁUGĄ BK 87

- 19 -

Każdy kapłan, który wiele lat przepracował trudząc się w winnicy Pańskiej, może opowiedzieć niejedną historię ludzkiego buntu przeciw Bogu w sytuacji dramatu, który jak miecz przenika serce człowieka. Tak jak niepowtarzalne jest życie każdego człowieka, tak liczne są ludzkie dramaty: od bólu matki po nagłym zgonie dziecka, które w takim trudzie wychowywała przez wiele lat, po pytania młodych ludzi, mających żony, mężów, małe dzieci, które umierają na białaczkę w klinikach hematologii. Od dręczącego pytania, czy mąż zostanie uratowany z zawału w kopalni, po ból ojca patrzącego na swoje sparaliżowane dziecko... Listę ludzkich tragedii można by powiększać w nieskończoność i nie będziemy tego robić.

Jednakże dla wielu z nas takie dramatyczne wydarzenia w naszym życiu stają się początkiem kroczenia po drogach buntu, bo mimo codziennego powtarzania: "bądź wola Twoja", w chwili próby - jak się okazuje - nie potrafimy zrozumieć cierpienia, pogodzić myśli o kochającym Bogu któremu zaufaliśmy - z nieszczęściem, jakie nas dotknęło. Dlaczego nie potrafiliśmy? Sądzę że świadczy to często o naszej duchowej niedojrzałości, o zatrzymaniu się w naszym rozwoju duchowym na etapie małego dziecka, któremu trudno zrozumieć, iż chrześcijaństwo to nie tylko radość zmartwychwstania, lecz to również cierpienie - krzyż.

Ks. Janusz Tereszczuk SI - DROGA POSŁUSZEŃSTWA WIARY BK 87

- 20 -

W ubiegłym tygodniu w szkole Marcina była wielka uroczystość - nadano szkole imię Bohaterów II Wojny Światowej. Na akademii zebrali się kombatanci świadkowie trudnych wojennych czasów i uczestnicy walk. Świadków i kombatantów odszukiwali miejscowi harcerze. Marcin znalazł ich aż trzech; byt wśród nich dziadek Marcina. Kombatanci, byli żołnierze, opowiadali o swoich wojennych przeżyciach, niebezpiecznych przygodach, o kolegach, którzy wówczas stracili swoje młode życie. Wszyscy bardzo mocno przeżyli to świadectwo.

Kiedy Marcin wrócił do domu, opowiadał o wszystkim, co usłyszał, swojej rodzinie. Jednak po chwili zadał swoim rodzicom dość niespodziewane pytanie: "No tak oni jeszcze żyją, mogą powiedzieć, jak było w czasie wojny, ale skąd my wiemy, co było dawniej, co było sto, dwieście, czy tysiąc lat temu? Przecież ludzi z tamtych czasów już nie ma. Kto nam opowie na przykład o życiu Pana Jezusa."

W domu natychmiast rozgorzała zacięta dyskusja. Każdy miał tu coś do powiedzenia. W końcu przerwał to tato Marcina pytając: "Czy świadectwo musisz mieć tylko w formie ustnego przekazu? Są przecież jeszcze pisma, są zachowane dzieła dawnej kultury, sztuki mówiące o ludziach z przeszłości. O Panu Jezusie świadectwa dają również liczni pisarze, ewangeliści i apostołowie". - Tato wziął z półki Pismo święte i odczytał tekst, którego i my dzisiaj wysłuchaliśmy.

Ks. Bogdan Molenda KATOLICKI UNIWERSYTET LUBELSKI – ŚWIADEK ZMARTWYCHWSTANIA NA POLSKIEJ ZIEMI BK 88

- 21 -

W r. 1846 Matka Boska objawiła się dwojgu dzieciom: Maksymilianowi i Melanii, w miejscowości La Salette. Objawiła się jako Matka płacząca. Wytłumaczyła dzieciom, że płacze nad grzechami ludzkimi, zwłaszcza nad nieposzanowaniem dni niedzielnych i świątecznych. Gdyby się teraz objawiła niektórym dzieciom powiedziałaby im, że płacze, bo w niedzielę wolą patrzeć w telewizor, niż iść do kościoła, wolą wycieczki, zabawy, niż uczestniczenie w ofierze Jej Syna, Jezusa Chrystusa.

„Zróbcie, cokolwiek wam Jezus powie". - W Wieczerniku Jezus powiedział: "Bierzcie i jedzcie, to jest ciało moje" (Mk 14,22). Pan Jezus ustanowił Najświętszy Sakrament, a w nim daje siebie za pokarm, abyśmy tu, na ziemi, byli umocnieni duchowo.

Ks. Tadeusz Dusza MSF MATKA PROWADZĄCA DO SYNA BK 88

- 22 -

Kilkanaście lat temu dużą popularnością w Stanach Zjednoczonych zaczął cieszyć się pewien rodzaj restauracji samoobsługowej, w której każdy konsument może wybrać sobie dowolne dania obiadowe, osobiście ustalić wielkość porcji i rodzaj dodatków, przekąsek, deserów. Niezależnie od tego, co i ile zje, za wszystko płaci przy wejściu tyle samo. Portier, pobrawszy opłatę, życzy każdemu gościowi dobrego apetytu i od tej chwili zaczyna się gastronomiczna swoboda. Ponieważ pomysł spodobał się Amerykanom, w krótkim czasie powstało wiele tego typu obiektów w całym kraju. Ich właściciele stawiają przybywającym dwa warunki: za alkohol trzeba płacić oddzielnie, znacznie drożej, niż w innych restauracjach, i właśnie dzięki temu restauratorzy "wychodzą na swoje", a nawet nieźle zarabiają, a ponadto nie są wpuszczane do środka osoby nieodpowiednio ubrane, aby zapobiec obniżaniu reputacji lokalu przez włóczęgów, pijaków i próżniaków.

Być może, poruszanie tematów z dziedziny gastronomii w kazaniu niedzielnym wyda się komuś ze słuchaczy niezbyt stosowne, zwłaszcza w naszym kraju, w którym często narzekamy na pracę placówek zbiorowego żywienia, na jakość usług świadczonych przez rzemiosło, na braki w sklepach, na wzrost kosztów utrzymania. W kościele powinno się mówić o sprawach religijnych, a nie o świeckich, przyziemnych, niegodnych świątyni... Czemu więc ma służyć ten przykład?

"Czy nie wydaje się nam, że i w Polsce, i za jej granicami żyje wielu ludzi, którzy chcieliby traktować religię w sposób nieco podobny do zachowania się konsumenta samoobsługowej restauracji Z zasad wiary wybierają te, które odpowiadają ich obiegowym poglądom na świat: uznają, że jest Bóg, ale nie wierzą w istnienie szatana akceptują Jezusowe nauczanie o Bożej dobroci, przebaczeniu i miłosierdziu, lecz zdecydowanie odrzucają możliwość wiecznego potępienia; podoba ': Im się Chrystus-ideał szlachetnych wartości humanistycznych, ale z niechęcią słuchają Jego słów o wartości cierpienia, krzyża, śmierci. Podobną postawę zajmują wobec zasad moralności: zabójstwo człowieka dorosłego jest zbrodnią, ale przerywanie ciąży - to tylko moralnie obojętny zabieg chirurgiczny; pozbawienie kogoś jego prywatnej własności, czyli kradzież - to zło, lecz przywłaszczenie sobie własności społecznej, np. wynoszenie z zakładu pracy trudno dostępnych na rynku artykułów, to tylko uzupełnianie budżetu rodzinnego, bo pensja powinna być wyższa, a nie jest; małżeństwo jako instytucja społeczna ma wiele zalet, ale wymaganie od małżonków wierności w sferze seksualnej - to chyba przesada...

Również ocena Kościoła dokonuje się w zbliżonych kategoriach. Moi dziadkowie i rodzice zawarli ślub kościelny - ja również chcę dochować wierności rodzinnej tradycji. Ochrzczono mnie w wieku niemowlę, - moje dziecko też zostanie ochrzczone. Tylko, czemu księża upierają się, żeby przedtem ludzie chodzili na jakieś pogadanki czy konferencje? Dość mam w zakładzie pracy narad, zebrań, spotkań. Brak na to czasu. Pierwsza Komunia św. to taka ładna ceremonia: chłopcy ubrani są w granatowe ubranka, dziewczynki w białe sukienki, dzieci trzymają w rękach zapalone świece, są bardzo dumne i bardzo ważne tego dnia. Tymczasem katechetka oznajmiła, że mój syn nie może przystąpić do I Komunii wraz z kolegami i koleżankami z klasy, bo podobno opuścił ileś tam katechez i nie umie całego pacierza. Jak można w ten sposób dyskryminować dziecko? Ubranko już kupione, goście zaproszeni na uroczysty obiad chrzestni postarali się o rower, ja zegarek, a księża nie chcą się zgodzić. Przecież w ten sposób zniechęcają ludzi do wiary! Czy tak powinni postępować duchowni Zmarł kuzyn, człowiek jeszcze niestary. Osierocił żonę i dwoje dorosłych już dzieci. Trudno nazwać go niewierzącym; bardziej trafne byłoby określenie - religijnie obojętny. Do kościoła prawie nie uczęszczał, ostatni raz spowiadał się - jak twierdziła żona - z okazji ślubu. Choroba nie przyszła nagle i trwała dość długo. Żona nieśmiało zapytała, czy nie zechciałby widzieć księdza. Odpowiedział, że nie czuje takiej potrzeby. Gdy później zabrano go do szpitala, kiedyś odwiedził go kapelan. Pacjent podziękował za troskę o jego sprawy; prosił, aby ksiądz nie trudził się ponownie. Wiedział, że umrze, mimo to nie miał mu nic do powiedzenia. Kiedy zmarł, kilka osób z rodziny udało się do biura parafialnego, aby ustalić szczegóły pogrzebu. Duchowny, z którym rozmawiali, sprawdził informacje w kartotece i stwierdził, że ma wątpliwości, czy pogrzeb katolicki powinien się odbyć, skoro zmarłego nic nie łączyło z Kościołem za życia - poza faktem chrztu, z którego nie wyciągał koniecznych wniosków. Wtedy ktoś z obecnych z gniewem oświadczył:, „Co księdza obchodzą jego przekonania Skoro rodzina o to prosi, to znaczy, że jej na tym zależy, a ksiądz nie ma prawa odmawiać! Ksiądz jest po to, aby nad grobem wujka odmówił stosowne modlitwy, okadził trumnę i wygłosił kazanie. Porozmawiajmy raczej, ile to będzie kosztować. A pogrzeb powinien być uroczysty. Stać nas na to!"

Czy więc rzeczywiście niestosownie brzmi porównanie niektórych katolików do konsumentów w amerykańskiej restauracji Skoro już ktoś wszedł do środka i zapłacił kilka dolarów, to ma prawo wybierać sobie to, co lubi...

  Ks. Śniegocki J., Idźcie i nauczajcie, PWD – Płock 1987.

- 23 -

A jednak nawet takie, zdawałoby się namacalne, dowody Bożego działania bywają przez niektórych ludzi odrzucane, ośmieszane i wyszydzane. Gdy zaintrygowany wydarzeniami dokonującymi się w Lourdes francuski pisarz Emil Zola pojechał do tego miasta i przyjrzał się tłumom przybywającym do groty massabielskiej, po powrocie do Paryża napisał na ten temat paszkwil. Jego zdaniem, cała ta rzekoma cudowność została sfabrykowana przez księży, hotelarzy i handlarzy, żerujących na ludzkiej naiwności i robiących w ten sposób niezły interes. Niczego więcej tam nie dostrzegł i tylko utwierdził się w niechętnej postawie wobec religii.

Mniej więcej w tym samym czasie, w 1903 r. odwiedził tę miejscowość Alexis Carrel, znany lekarz i biolog, późniejszy laureat medycznej nagrody Nobla. Udał się do Lourdes w charakterze opiekuna pewnej grupy chorych. Był świadkiem niezwykłego uzdrowienia jednej z pacjentek. Wydarzenie to tak bardzo go zainteresowało, że postanowił zbadać inne podobne przypadki. Po paru miesiącach wrócił do Paryża wstrząśnięty i nawrócony. Jako lekarz nie mógł uznać tych uzdrowień za cudowne; medycyna nie zna bowiem pojęcia "cud". Lecz będąc człowiekiem wierzącym - właśnie pobyt w pirenejskim sanktuarium pomógł mu wyzbyć się pierwotnych uprzedzeń i sceptycznego nastawienia wobec wiary - musiał stwierdzić, że jedynym sposobem wytłumaczenia owych zjawisk jest odwołanie się do nadzwyczajnej Bożej ingerencji.

Ks. Śniegocki J., Idźcie i nauczajcie, PWD – Płock 1987.

- 24 -

W powołaniu Jeremiasza możemy widzieć obraz powołania kapłańskiego. Powołanie kapłańskie to z jednej strony wewnętrzne tajemnicze wezwanie Boże, a ze strony człowieka - chęć całkowitego oddania się na służbę Bogu. Często dochodzą do tego jeszcze inne motywy, które z czasem podlegają otoczeniu i sublimacji.

Jedni idą do kapłaństwa, licząc na zapewnienie sobie korzystnych warunków materialnych. Ci muszą przejść długą drogę, by oczyścić swoją intencję. Ale są i tacy, którzy od samego początku pragną całkowicie poświęcić się większej chwale Bożej i zbawieniu ludzi - nawet za cenę życia. Do tych ostatnich należał sławny proboszcz z Ars, we Francji, św. Jan Maria Vianney (1786-1859). Jako młody chłopiec słyszał o rewolucji wywołanej w Paryżu (1789), skierowanej również przeciwko religii. Wszelkie przejawy religijności - Msza św., modlitwa, przechowywanie obrazów religijnych - były zabronione pod surowymi karami. Ludzie na wioskach gromadzili się po stodołach, by uczestniczyć w Mszy św. Kapłani się ukrywali, a gdy ich przyłapano na spełnianiu funkcji religijnych, bez pardonu ścinano im głowy. Z tego powodu wielu chłopców tłumiło w sobie głos powołania. Ale wśród nich znalazł się jeden, urodzony w ubogiej rodzinie w miejscowości Dardilly koło Lyonu, Jan Maria Vianney, który powiedział sobie, że właśnie dlatego - że ścinają głowy księżom - on zostanie kapłanem, i tak się stało. Mimo napotykanych licznych trudności został księdzem, sławnym - z ubóstwa, z życia pełnego umartwień, z poświęcenia się dla ratowania ludzkich dusz - sławnym proboszczem w miejscowości Ars. Zmarł w 1859 roku, ogłoszony świętym i patronem proboszczów przez papieża Piusa XI w 1925 roku.

Zob. H. Gheon, Szafarz łask Bożych, św. Jan Vianney, Poznań 1931, s. 3 nn.

- 25 -

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl
  • © 2009 Zaopiekuj się moim sercem - zostawiłem je przy tobie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates